sobota, 30 listopada 2013

Wielka tragedia czyli płacz o NIC

Czy Wasze dzieci też płaczą z dziwnych powodów, oczywiście z naszego dorosłego punktu widzenia.

Moja Córa płacze np. bo:

Spadła skarpetka z łapki misia,

Podwinął się dywan w pokoju i nie może otworzyć drzwi,

Mama ćwiczy z filmikiem na youtube, bo chce w końcu być fit, a młodsza już nigdy nie będzie :)))

Zakładamy apaszkę przy ubieraniu się (o ubieraniu się przed wyjściem z domu z pewnością będzie oddzielny post)

Ale największa tragedia stała się, kiedy kilka dni temu na zakupach w tesco lekko zsunął się but,a mama nie mogła go od razu poprawić, bo już niosła siaty, które nie zmieściły się w wózku na dole. Mała wyła w niebogłosy, krzycząc przy tym "buti buti". Łzy się lały rzewne, a matka niedobra ze stoickim spokojem powtarzała: "zaraz Ci poprawię, tylko podejdziemy do stolika" (żeby się jakoś zapakować). Oczywiście całe tesco (mini tesco) patrzyło na mnie jak na wyrodną matkę. Aż w końcu jedna "dobroduszna" babusia podeszła i mówi: "co się stało koteczku?"
A ja na to: "k...wa, ciele oknem wyleciało".... niestety tylko w myślach ;).

Szacun dla wszystkich mamusiek, które tak bardzo się starają :)))



wtorek, 26 listopada 2013

KOSZMAR USYPIANIA

Ta słodko śpiąca istotka to oczywiście moja Córa, ale żeby tak słodko spała mamusia, a czasami w końcu Tatuś, muszą się mocno natrudzić.



Po odstawieniu było super! Padała zmęczona ok 19-20, co prawda wstawała między 4 a 6 na "kałkę", ale szybko zjadała i jeszcze do ok 7-8 smacznie sobie spałyśmy.

Od czasu wyjazdu na długi 11-listopadowy weekend do babć, coś ją opętało. Nie zasypia wcześniej niż o 22, chociaż już od 19 daje znaki zmęczenia. Czy ją kąpię, czy nie, nie ma to znaczenia. Kąpiel działa w dwie strony, z jednej odpręża, rozluźnia, przygotowuje do spania, (chyba tylko mnie), z drugiej woda orzeźwia. Na moją córę, chyba w ogóle nie działa, kąpiel to po prostu kolejna fajna zabawa i okazja do śpiewania i tańczenia "aaapuuu, aaapuuu". (Dla niewtajemniczonych: A ram zam zam:)).

Na początku próbowałam kłaść ją około ósmej, ale szybko się poddałam, bo biegała po łóżku, 40 razy wołała pić, aż w końcu wracałyśmy do salonu. Po godzinie znowu idziemy spać, tym razem "kłakłecka" lub coś w tym stylu ciężko wyłapać każdą literkę, w każdym razie oznacza to książeczkę. 

OK, dawałam książeczkę, oglądanie, pytanie "co to?" na każdym rysunku, lub ulubione - naśladowanie pieska (o udawaniu pieska musi być oddzielny post!) i oczywiście - pić.
W końcu zaczęła się kłaść, co prawda na 2 sek i znowu książeczka, jedna druga. No dobrze już przyłożyła główkę do poduszki, a tu nagle "puci". Uhhh, no kur...Znowu? Odstawiam butelkę, prawie śpi, za chwilę znowu "puci!". I kiedy już już prawie widzę że śpi, myślami już jestem w salonie, ona podnosi głowę i krzyczy: AM!!! 
Och my God,!!! Cierpliwość matczyna kończy się ok 6 miesiąca życia dziecka!!!

No więc idziemy do kuchni, przygotowujemy kolejną, chyba już trzecią z kolei, kolację. O dziwo zjada całą. Jeszcze raz to samo, idziemy spać, ostatnie (mamy nadzieję) PA! PA! do Tatusia.
Wskakuje na łóżko łapie książeczki, ogląda raz jedną, raz drugą, dobrze, że w sypialni jest tylko tyle z jej książeczek. Znowu "puci", mama daje, Mała za chwilę przykłada głowę do poduszki z książką w rękach, jeszcze ostatnim tchnieniem "puci" iiii.... jest.... ŚPI.
Tak oto zasnęła z kanciastą książko-przytulanką :).
Czekam jeszcze chwilkę, żeby mocno zasnęła i przekładam do łóżeczka.


Wiem, wiem powinnam zostawić ją samą w łóżeczku, na 3...5...7 i po kłopocie.
Były też takie próby, ale kiedy usypia po dłuuugim płaczu, śpi niespokojnie, budzi się kilka razy dokańczając płacz. Przypomina to raczej ciągły płacz przerywany snem.

Macie jakieś sposoby na uśpienie/wyciszenie dziecka? Dodam, że czytanie książeczki nic nie daje, ale o tym następnym razem.

piątek, 22 listopada 2013

Ze słownika Małego Człowieka

źródło:123rf.com

Ku naszej uciesze Laura zaczęła mówić stosunkowo wcześnie. Około 9 miesiąca powiedziała: "tata" w znaczeniu dosłownym. Następnie nadużywając tego słowa tatą był każdy napotkany na spacerze pan. Mamusia by się rumieniła, gdyby nie kilo tapety jaką na siebie co rano nakłada :))). Na nic moje starania, "mama" dłuuuuugo nie usłyszałam.
Radość nie trwała zbyt długo, bo szybko okazało się, że rośnie nam mała Gadułka. Od tamtej pory buzia się jej nie zamyka. Nie mówi chyba tylko wtedy kiedy śpi, albo gdy coś ją szczególnie fascynuje, na przykład inne dziecko lub reklama w TV.
Oto kilka przykładowych słówek, które rozumiem, albo tak mi się wydaje.


Aaati buuuti - oznacza boogie woogie :)
Apu - czyli aaafi z piosenki "a ram zam zam" hicior mojej Córy
Am - jeść
Ati - akuku
Babucia - babcia, mama, Macia
Buti - buty
Ciuciu - cycuś
Co to - co to?
Dać - dać, daj, podaj, daję ci, chcę to mieć
Hało - halo lub zadzwońmy do babci (przez skype)
Kauka - w kuchni: kaszka, parówka, zupka itp, w sypialni: książeczka, w salonie: bajeczka (w TV)
Koko - kura, kogut, i większość ptaków
Kwa, kwa - kaczka (również ta żółta, kąpielowa)
Lauuła - każde dziecko, również Ona we własnej osobie
Macia - Madzia czyli mama
Mama - mama, daj, mam
Nie - nie lub tak :)
Pati - nasza Pati (śp. nasz piesek) oraz każdy inny pies i większość zwierząt
Puci - picie
Puka - puka
Pupu - kąpać się
Stukać - stukać (w stół na przykład, bez skojarzeń proszę:))
Tata - tata (pierwsze słowo)
Tak tak - tak lub nie :)


Oprócz tego ciągły słowotok wyrazów, sylab lub innych onomatopei, zrozumiałych tylko dla Niej i innych "Klingonów" :).


wtorek, 19 listopada 2013

POLAK - klient niewymagający ???

Stwierdziłam, że choć temat nie jest górnolotny to muszę o tym napisać, bo pewnego dnia bardzo się wkurzyłam, oj bardzo.

Pewnie nie odkryję Ameryki mówiąc, że w naszym kraju ciężko uraczyć produkty choć z nazwy TE SAME, to już niestety nie TAKIE SAME, jak te, chociażby zza naszej zachodniej granicy. Mam na myśli przede wszystkim: proszki, płyny do prania, płukania, czyszczenia WC, wybielacze etc, ogólnie szeroko pojętą "chemię gospodarczą". 
Według badań które kiedyś czytałam, jedynie producent słynnej czekolady z fioletową krową nie serwuje nam chłamu, ale wyroby takiej jakości, jak w całej Europie. Reszta - dno. Proszki się nie rozpuszczają, nie pienią, nie dopierają, nie pachną tak samo, wymagają użycia większej ilości detergentu i ogólnie jakaś masakra. 
 

To dzięki temu punkty z "zagraniczną" (najczęściej z Niemiec), chemią cieszą się takim powodzeniem. W mojej okolicy mniej więcej raz w miesiącu POD KOŚCIOŁEM !!! sprzedają takie specyfiki. Raz się skusiłam, więcej nie pójdę, bo nie będę dźwigać. A kolejka jak za komuny w mięsnym :))). 

 źródło: http://wash-and-go.pl

Ale ja nie o tym, no więc, często kupuję znany odplamiacz w kolorze fioletowo-różowym, wiadomo - przy dziecku CZASAMI coś się zaplami. Miałam jeszcze stary, ale się kończył, więc zakupiłam nowy i co się okazało??? Że ten nowy jest jakiś rzadki, w sensie nie gęsty :). Miałam porównanie więc jestem pewna tego, co widziałam. Myślę sobie no kur...de!!! nawet odplamiacz rozrzedzą. Chamy, oszuści, degeneraci! 
OK, ale to nie wtedy się najbardziej wkurzyłam. Minęło kilka dni, zakupiłam pastę do zębów, identyczną jaką mieliśmy poprzednio, znaną i reklamowaną, niezbyt drogą, ale według producenta jest tak świetna, że wszyscy dentyści powinni... no powiedzmy, że w ogóle powinno ich nie być. Tak oto moje wku...rzenie sięgnęło zenitu. Pasta jakaś ...rzadka, bez dodatku wody zaczęła się strasznie pienić. Załączył mi się taki agresor, że uch, lepiej że piszę tego posta po pewnym czasie, bo byłoby tu wiele ...wykropkowań :).

Od pewnego czasu za namową koleżanki kupuję przez all znaną również u nas zieloną kawę, ale z Niemiec. Tak więc postanowiłam!!! Od teraz wszystko będę kupować z Niemiec, a co tam, niech ich gospodarka dzięki mnie będzie jeszcze bardziej prężna. 
No bo w końcu my biedni Polaczkowie możemy chodzić w niedopranych rzeczach, nasze dzieci mogą jeść gorsze słodycze, i tak się w końcu na niczym nie znamy, bo przecież w d... byliśmy i g... widzieliśmy. uhhh ależ mnie to nakręca. Choć nie jestem Matką Polką - szczęśliwą kiedy utyraną po łokcie i sprawy praniowo-sprzątaniowe nie są na 1 miejscu, to strasznie mnie to ruszyło.
Ps. Tak mi się jeszcze przypomniało, że ta sama smutna prawda dotyczy także pewnych lodów na patyku na M.

czwartek, 14 listopada 2013

JAK PORADZIĆ SOBIE Z OBOLAŁYMI PIERSIAMI PO ODSTAWIENIU LUB PRZY NAWALE POKARMU

      Następny post po "jak odstawić dziecko od piersi" miał być o poradzeniu sobie z piersiami. Sądziłam, że wystarczy 3 do 5 dni i będzie po wszystkim... nie wystarczyło. Mnie zajęło to prawie 2 tygodnie, tak tak, nie pomyliłam się 2 tygodnie!!! Nie ukrywam, było trochę strasznie, podobnie jak przy nawale pokarmu w ok 3 dobie po porodzie, chociaż nie, ...gorzej, bo nie można przystawić Ssaka, który odsysa najlepiej :).

     Piersi były olbrzymie, napuchnięte i dało się wyczuć "kamyczki". Najstraszniejsza była druga noc po odstawieniu. Bolały niemiłosiernie, nie mogłam się ruszyć, spałam w jednej pozycji - na plecach. Ale i tak najgorzej było w ciągu dnia, kiedy Laurunia niechcący mnie uderzyła, czy nawet mocniej dotknęła.

     Żeby sobie ulżyć odciągałam co nieco (uszkodzonym odciągaczem), przypominam, że nie ma czegoś takiego jak odciąganie "do końca" bo... końca nie ma:). Odciąganie powoduje pobudzanie laktacji, więc naprawdę trzeba to robić bardzo delikatnie, odciągać odrobinę, tylko do uczucia pierwszej ulgi. Bo całkowita ulga przyszła, kiedy pokarm się skończył.
     Zazwyczaj chwilę dla siebie miałam dopiero wieczorem, pod prysznicem. Wyglądało to tak: polewanie ciepłą wodą, ruchy okrężne (niepobudzające brodawek), odciąganie i na koniec chłodny prysznic żeby obkurczyć kanaliki, o silnym strumieniu, również okrężne ruchy. Po prysznicu delikatny masaż z jakimkolwiek kremem/ balsamem, oliwka byłaby lepsza, ale akurat nie miałam. Po 2 tygodniach całkowite "wyleczenie". Oczywiście z każdym dniem było lepiej, odciągałam coraz mniej i było mi coraz bardziej wygodnie. Możliwe, że udałoby się to wszystko przyspieszyć, robiąc okłady z kapusty. Bardzo mi pomogły przy nawale pokarmu po porodzie. Ale uwierzcie mi, że nie chciałam się teraz okładać kapustą, bo zapachem przypomina się wtedy gotujący się bigos. A skoro dopiero co odzyskałam Tatusia w łóżku... dla siebie i dla niego nie chciałam pachnieć kapuśniakiem :))).

     Mam tylko jedno ALE!!!: Gdzie się podziały moje piersi??? :(

środa, 6 listopada 2013

Podobno... tylko krowa nie zmienia zdania...

     Początkowo blog miał być tylko "modowy", ale po całym dniu biegania, bycia na każde skinienie, zabaw, karmienia, przewijania itp, kiedy w głowie kłębią się "problemy" typu: w co ją jutro ubrać, co dać do jedzenia, żeby zjadła ze smakiem, czy na pewno wszystko kupiłam, czy mam wystarczająco czystych ubranek, żeby nie wyjść na najbardziej niechlujną matkę roku :) itp. mamy wiedzą ;)... no więc po tym wszystkim nie chcę pisać tylko o stylizacjach ("stylizacjach" dużo powiedziane), ale również o problemach małych i dużych, przeżyciach, emocjach i o tej całej plątaninie która sprawia, że nawet jak się nam bardzo nie chce, to i tak rano wstajemy :). I dajemy z siebie 1000%. 
     Oczywiście nie mam zamiaru tu marudzić i narzekać jak to strasznie być matką, bo sama tego chciałam. :))) Poza tym nie jest tak źle :), powiem nawet więcej: bywa PIĘKNIE!
blog pisany z przymrużeniem oka więc tym, którzy biorą życie zbyt poważnie - dziękujemy

wtorek, 5 listopada 2013

SMILE TO BE HAPPY

    Pogoda jaka jest... każdy widzi, nie miałyśmy więc okazji do zrobienia nowych zdjęć. Poza tym przez chorobę, a właściwie kilka choróbsk dopiero dziś, po bardzo dłuuugim czasie córcia wyszła z domu. Na osłodę przedstawiamy wiosenną stylizację, w tle soczysta zieleń pobliskiego parku. Pozy nie są zbyt wymyślne ponieważ wiosną Laurka nie potrafiła jeszcze chodzić :). Nie miała też ani jednego ząbka, co z resztą da się zauważyć :))). Czyż nie jest przesłodziakiem?


     Laurunia ma na sobie "niezniszczalną" bluzę z wymownym napisem :), minęło prawie pół roku odkąd zaczęła ją nosić i nadal się sprawdza, choć podany na metce rozmiar to 6-9 mcy. Jest bardzo miła w dotyku i dobrze się zakłada,
 (z tyłu 2 napy). Poza tym nie jest ani za gruba, ani za cienka, taka w sam raz. No i napis, każdego rozczula. Do tego hit sezonu (oczywiście sezonu wiosna-lato) neonowe legginsy.




Laura ma na sobie: 
opaska - no name (kupiona w pobliskiej pasmanterii)
bluza z napisem - zara
legginsy i skarpetki - bazarkowe
 

wtorek, 29 października 2013

STRÓJ NA CODZIEŃ czyli w czym do żłobka?

    Pomimo pięknej złotej jesieni i temperatury ok 20 st. C, obie złapałyśmy jakąś infekcję, więc na razie nowych sesji brak. Postanowiłam pokazać Wam jednak to, w czym moja córa najczęściej pokonuje drogę do "żłobeczka" i z powrotem.
    Oto wygodny a jednocześnie uroczy zestaw. Komfortowe dzianinowe spodenki, pod które wkładamy rajtuzki. Do tego cudny sweterek na podszewce, który w bezdeszczowe dni z powodzeniem zastępuje kurteczkę. Jest ciepły i do tego śliczny, świetnie się go zakłada, bo jest mięciutki, mamy wiedzą jak ciężko ubrać dziecko w coś sztywnego. 
    No i... kto powiedział, że małe dziewczynki muszą chodzić tylko w spódniczkach czy sukienkach?
Laura ma na sobie:
Czapka i szalik : no name (bazarkowy)
Sweterek : Zara
Dzianinowe spodenki : hym właśnie odkryłam że nie mają metki z nazwą firmy ;)
Brązowe botki : Zara














poniedziałek, 28 października 2013

Jak odstawić dziecko od piersi?

     Kiedy postanowiłam zakończyć kamienie piersią zaczęłam od przeszukiwania internetu, w celu znalezienia jakiegoś cudownego sposobu. I oczywiście ... nie znalazłam, trafiłam nawet na jakiś czat z Dorotą Zawadzką, znaną jako "Superniania". Na pytanie :"jak odstawić dziecko od piersi?" odpowiedziała: "konsekwentnie". Hym... no dobrze    czyli JAK??? :) Wszędzie znajdziecie porady jak karmić piersią, ale naprawdę ciężko znaleźć coś na temat zakończenia. Zwłaszcza że nie ma jednego sposobu na wszystkie dzieci, inaczej odstawia się 6-miesięcznego niemowlaczka a inaczej 16-miesięcznego. A jeszcze inaczej dwu czy też 3 latka.



     Ponieważ mam to na świeżo, postanowiłam się z Wami podzielić tym, jak ja to zrobiłam. Bo jest to jakiś cud, sama w to jeszcze nie wierzę. Jako że moje dziecko to niesamowity SSAK myślałam, że to się po prost nigdy nie uda! Od urodzenia, a właściwie nawet przed urodzeniem ciągle ssała, czułam to w brzuszku w ostatnich tygodniach ciąży :))).
Żartowałam ze znajomymi że skończę karmienie kiedy Laura pójdzie na studia, ale prawda jest taka że okropnie się tego momentu bałam, więc wciąż to odkładałam w czasie.
Zanim zostałam mamą założenie było takie, że karmię do około roczku. Ale kiedy już mamą zostałam, wiele moich idealistycznych teorii poszło..., powiedzmy, że nie przeżyło zderzenia z rzeczywistością.

     Ostatnio myślałam o tym z dość dużą intensywnością, zwłaszcza że zauważyłam, iż ssanie jest dla niej rodzajem... powiedzmy terapii, sposobem na "wyżycie się", odreagowanie całego dnia. Gdybyście mogły to zobaczyć: nie chciało mi się z nią siedzieć, bo karmienie trwało długo, więc leżałyśmy obok siebie. A raczej ja leżałam, a ona chodziła po mnie i skakała mając jednocześnie "ciuciu" w buzi. Zdarzało się, że spadła ze mnie trzymając zębami cycka, oj oj bolało :).

     No OK, ale do rzeczy. Pewnego wieczoru nakarmiłam ją jak zwykle, a kiedy obudziła się po ok 1,5 godz. (bo zapomniałam dodać najważniejsze: moja córka ma 16 mcy i budzi się ok 5-8 razy w nocy!!!) już do niej nie poszłam. Poszedł za to Tatuś. Dał herbatki, pogłaskał po pleckach, ona wyła w niebogłosy, ale po ok 10 min wrócił. SUPER, usnęła!!! Pierwszy sukces! I tak czynności te powtarzał w nocy ok 6 razy. Ja udawałam, że nie ma mnie w pokoju, nakrywałam się kołdrą, żeby mnie nie widziała. W ciągu dnia, kiedy sobie przypominała o "ciuciu" próbowałam ją czymś zając, dać coś innego do jedzenia, do picia, wszystko żeby nie przypomniała sobie :))). A popołudniowa drzemka? - Spacer. Na szczęście zasypiała bez większego problemu.
Dziś jest już piąta doba, więc chyba można powiedzieć, że odnieśliśmy sukces. Oczywiście nie udało by się to bez pomocy Tatusia, który z cierpliwością porównywalną do cierpliwości świeżo upieczonych mamusiek, dawał radę. Podziwiam i dziękuję!!!
Gdybym to ja do niej chodziła i próbowała ją położyć bez "ciuciania" darłaby się przez co najmniej godzinę. Wiem, bo sprawdziłam to 2-3 miesiące temu kiedy pierwszy raz próbowałam odstawić.

Jak poradziłam sobie z obolałymi piersiami opiszę w kolejnym poście.





sobota, 26 października 2013

Odważne połączenie: RÓŻ I CZERWIEŃ

     Dla niektórych nie do zaakceptowania, dla innych wręcz przeciwnie. Z pewnością bywa kontrowersyjne, myślę jednak, że wszystko zależy od odcienia różu. No i oczywiście tego kto to nosi, dzieciaczkom z pewnością o wiele więcej przystoi :).
Oto codzienny zestaw, bardzo wygodny dla Małej i dla mamy też, bo kiedy zrobi się cieplej w każdej chwili można zdjąć jedną warstwę ubrania. Uwielbiamy tego typu zestawy.
Zobaczcie jak prezentowała się Laurka podczas jesiennego spaceru.


Laura ma na sobie: 
  • czapka: sofia (kupiona na bazarku)
  • golf: united colors of benetton
  • bezrękawnik: firma"else" zakupiony na bazarku
  • spodnie: zara (boys:))
  • buciki: coolclub (kupione w SMYKu)







Uwielbiam tę czapkę, jest śliczna, bardzo dziewczęca. Pasuje zarówno do eleganckich jak i bardziej sportowych zestawów. Kupiła ją dla Lauruni moja teściowa, nosi ją już bardzo długo, na szczęscie czapka rośnie razem z Małą. Z pewnością pojawi się jeszcze w niejednym zestawie.







środa, 23 października 2013

Nostalgia za odchodzącym LATEM... czyli mały człowiek i morze ;)

      Na dobry początek postanowiłam przywołać ostatni letni weekend, który spędziłyśmy z grupką przyjaciół nad pobliskim Zalewem Budzyń (Kryspinów). Było cudownie, gorąco, mało ludzi i cała plaża dla nas.
Czyż Laura nie wygląda słodko? Taka maleńka, że zalew prezentuje się przy niej jak najprawdziwsze morze.

Poniżej pełna stylizacja:

Laura ma na sobie:
kapelusz: Smyk
body: Zara
Sukienka i legginsy: Name It (zakupione w second hand)
Sandałki : Lasocki CCC
Okulary: własność mamy 

Na plaży w celu uchronienia oczek przed słońcem kapelusik nosiła tyłem do przodu :)